Róża to symbol kobiecej urody i gdybym miała wybrać swój ulubiony zapach to bez wątpienia postawiłabym na woń róży. Ileż ona ma niuansów. Róża jest jedną z kluczowych roślin wykorzystywanych w produkcji kosmetyków. A wszystko to za sprawą olejków eterycznych, które znajdujemy w płatkach, nasionach i owocach. U mnie zapach róży wpływa na poczucie dobrostanu, wywołuje radość, zwiększa energię, łagodzi napięcia, relaksuje i poprawia mój nastrój. Różane kosmetyki wspaniale wpływają na moją skórę i włosy – łagodzą, nawilżają, uelastyczniają, regenerują i odmładzają.
Kosmetyki, które lubię i stosuję to:
Mydło różane Savon Bonne Mère Marseille – L’OOCCITANE
Peeling płatki róży – ZIAJA
Tonik płatki róży – ZIAJA
Odżywcza maseczka różana Satysfakcja – DERMIKA
Krem do rąk Róża – L’OCCITANE
-*-
Zapach różany na mojej twarzy przywiódł mi skojarzenie z pewnym obrazem, który widziałam w Mauritshuis w Hadze…
Historia sztuki pokazała, że Holandia wydała na świat wielkich mistrzów malarstwa jak Rembrandt czy Vermeer. W ich cieniu z powodzeniem tworzyli jednak też inni jak Pieter de Hooch, Gerard ter Borch, Jacob von Ruisdael, Willem van de Velde (młodszy), Jan Steen i inni. Wszyscy oni zapisali niepowtarzalny klimat tamtego okresu oraz odkryli nowe możliwości oddziaływania sztuki na kształtowanie gustów jej głównych odbiorców czyli bogatych mieszczan.
Martwe natury stały się jednym z ulubionych tematów szeregu malarzy holenderskich XVII wieku. Wypracowali oni własny, niepowtarzalny rodzaj natury wanitatywnej, czyli zawierającej przedmioty mające w symboliczny sposób przypominać o ulotności życia doczesnego. Były to czaszki i kości, nadpalone świece, zegary, kieliszki z niedopitym winem, stare księgi, owoce i kwiaty. Skoro kwiaty, to wrócę do wspomnianego na początku obrazu z Mauritshuis. Bukiet na tle sklepionego okna Ambrosiusa Bosschaerta z 1620 roku jest symboliczny z jednej strony, z drugiej zaś ukształtowany wytwornie i z architektoniczną pasją. Artysta w sposób mistrzowski ujął różnorodność materii i barw, konflikty i harmonie, kontrasty walorowe i barwne. Arcydzieło, którym mogę i dziś delektować się ułożona wygodnie na kanapie z różaną maseczką na twarzy zasłuchana w La Vie En Rose Edith Piaf.
W podróż samolotem staram się ubrać przede wszystkim wygodnie.
Moją propozycję określiłabym jako kwintesencję stroju klasyczno-praktyczno-nieformalnego. Black and white – to połączenie kolorystyczne sprawdza się wszędzie. Długa, bawełniana koszula o sportowym kroju, czarne spodnie i wygodne baleriny. Sznytu dodałam czarną ramoneską.
Jeśli lubicie wyglądać bardziej elegancko, to zamiast ramoneski możecie zastosować żakiet.
Wskazówka:
Im dłuższa podróż, tym bardziej wygodnie, warstwowo i miękko.