Z opanowaniem, wrażliwością, wdziękiem i poczuciem godności przechadzałam się po pałacowym ogrodzie. Doświadczyłam pozytywnych emocji, które korzystnie wpłynęły na moje samopoczucie, aktywność, relacje i twórcze myślenie. Zastanawiałam się na przykład, czy zapraszając mnie do pałacu, nie sprawdziliby mojego pochodzenia. Miernikiem byłoby oczywiście ziarnko grochu. Oj, mogliby się zdziwić.
Księżniczką jest każda kobieta, która się nią czuje. Rozpoznać ją można na pierwszy rzut oka – po sposobie istnienia w świecie. Prawdziwie przebudzona księżniczka to kobieta, która zintegrowała trzy najważniejsze płaszczyzny: seksualność, emocje i duchowość. Jest dojrzałą, świadomą i akceptującą siebie pełnią, nie zaś kobiecopodobnym stworem skrojonym przez sztuczny świat.
Perfumy (fr. per fumée – przez dym), jak mawiał Gianni Versace, to wykończenie elegancji. Szczegół, który subtelnie podkreśla wygląd. Niewidzialny dodatek, który uwydatnia osobowość kobiety. Bez nich czegoś brakuje.
Trésor marki Lancôme to ogród zamknięty we flakonie. Autorką kompozycji stworzonej w 1985 roku jest perfumiarz Sophia Grojsman (Zofia Chodosz), która początkowo perfumy miała tylko dla siebie na szczególne okazje. Podzieliła się nimi ze światem pięć lat później. Premiera perfum miała miejsce w 1990 roku, a pierwszą ambasadorką została Isabella Rossellini. Trésor to klasyk, w który od lat się ubieram i który subtelnie mnie dopełnia. Zapach początkowo owocowy brzoskwiniowo-morelowy ewoluuje w kwiatowy z mocno wyczuwalną różą z odrobiną irysów, konwalii i jaśminu. Bazę stanowi piżmo, drzewo sandałowe, wanilia i morela. Piękne, wyważone perfumy, kobiece i eleganckie, aksamitne i pudrowe, ciepłe i miękkie. Zamknięte we flakonie przypominającym cenny klejnot. Zapach bardzo mi bliski, który określiłabym jako symfonię świeżych kwiatów. Moje związane z nim skojarzenie przenosi mnie do ogrodu Claude’a Moneta w Giverny, w którym popołudniowe słońce, subtelnie głaszcząc swoim ciepłem kolorowe kwiaty, wydobywa z nich cudowny, delikatny aromat.
Do Giverny Monet przeprowadził się na początku maja 1883 roku. Zachwycony miejscem tak pisał do swojego marszanda Paula Durand-Ruela: No i stało się! To wspaniałe. Terazjestem we właściwym miejscu. Potrafię uchwycić kolor. Osiadłszy tu, mam nadziejętworzyć arcydzieła. I… nie pomylił się. Giverny służyło artyście. Monet kochał malować i lubił także kontakt z naturą, która była niekończącym się źródłem inspiracji. Wstawał skoro świt malował po kilka obrazów jednocześnie, starając się uchwycić ten sam widok w różnym świetle, a po południu zamieniał się w ogrodnika. Ogród tak jak malarstwo było jego wielką pasją. Wszystkie pieniądze wydaję naogród – narzekał. Jednocześnie zaś przyznawał, że go uwielbia. Ukwiecał klomby i rabaty czerwoną, białą i żółtą barwą dalii, różową piwonii, hortensji i róż, błękitną irysów i lnu, oranżem nasturcji. Wszystko dopełniał zielenią traw i winną latoroślą pnącą się po delikatnych pergolach. Pięknie i malarsko.
Dom i ogród w Giverny mieści się niedaleko miasta Vernon, około 75 km na północny zachód od Paryża. Niektórzy uważają, że jest to najpiękniejszy ogród na świecie. Nawet jeśli tak nie jest, to na pewno jest jednym z najsłynniejszych. Zachwyca kolorami, precyzją i wiedzą z dziedziny botaniki i architektury ogrodu. Brakuje w nim tylko mistrza Moneta wędrującego ze sztalugami.